że obudziłem się w źdźbłach traw,
rosnących niedaleko domu.
Był maj,
i tylko lekki haj,
stworzony po kryjomu.
Zacząłem przyglądać się motylkom
i powtarzałem - chwilo, trwaj,
i tylko Ciebie brakowało, tylko,
bo zawsze jesteś dla mnie Naj.
Wiem, Najdroższa, że w nocy
wiał silny wiatr
i podziałał na mnie jak narkotyk,
i poziom cukru mi spadł.
Lecz teraz cisza
spowija mnie na wskroś,
do pracy wyszłaś
zapewne, to jak coś,
to będę udawać, gdy wrócisz,
że po bułki poszedłem skoro świt,
i nie przeszkodzi nam już nikt,
by bez słów, jak zawsze się kłócić.