Wychyliłam się, by spojrzeć na wodę. Widziałam swoje odbicie. Przyglądałam mu się, próbując w tym odbiciu ujrzeć jego... Choć to tak niemożliwe, jak to, żebym przestała o nim myśleć. A to gorsze niż śmierć.
Cisza między nami była jak kurz w ruinach – niby nic, a jednak osiadała na każdej myśli.
I chociaż wiem, że już nie wróci, wciąż zostawiam miejsce obok siebie – tak, jak kiedyś on zostawił je dla mnie, zanim zniknął za zasłoną losu.
Nie wiem, czy jeszcze potrafię kochać, ale wiem, że potrafię pamiętać. A to czasem boli bardziej.
Już tym kurzem się duszę, ale to nie kurz, którego można wytrzeć byle szmatką. To kurz brudnej przeszłości. A brudem było ukrycie uczucia, które było krystalicznie czyste. Choć moje serce to ruina, gdzieś w najmniejszej cząsteczce jest miejsce dla niego. Ale już sama nie wiem, czy nawet on zdoła je skleić...
Czy broń może zostać lekarstwem?
Wiem, że jak i jego, tak i moje serce jest w kawałkach – jak puzzle nie do ułożenia. A co jeśli nie potrafimy ich ułożyć, bo dwa elementy, które składają całe puzzle… to ja i on. A może... A może…
...może te kawałki nie mają już ostrych krawędzi, bo zbyt długo leżały w samotności. Może właśnie przez tę ciszę między nami stają się cichym błaganiem, by ktoś spróbował – nawet jeśli nie potrafi.
A może miłość to nie ułożenie puzzli, tylko pokochanie ich w chaosie.
Może serce nie musi być całe, by jeszcze kochać. Może wystarczy, że bije… mimo wszystko.
















