Hej Perseidy! Gdzie się podziałyście?
Gdy rozmawialiśmy to obiecałyście,
że będziecie ze mną aż do końca dni.
Wtedy mi się śniło, czy teraz mi się śni?
Księżycu, mój bracie! Oświetlaj mi szlak.
Tak długo to robisz - od tysięcy lat.
A nasze dusze, złączone są wciąż,
jak Uroboros, ten mityczny wąż!
Płomieniu, mój mistrzu! Kogo spalić mam?
Bo na razie czuję, że spalam się sam...
Spal liście jesienią, na czerwień, na żółć!
A potem na popiół. Po to jesteś tu.
To robię wciąż w myślach, w takt muzyki gwiazd.
Na miliony instrumentów, na miliardy lat.
A one wciąż patrzą, obserwują mnie,
czy wart swego życia ten człowieczek jest?
A Ty, moje lato, ciągle jeszcze trwasz.
Dajesz mi swe piękno i wiatr lekki w twarz.
Złote plamy malujesz na liściach, na drzewach,
nasycasz kolory, czegóż więcej trzeba?
Może śpiewu ptaków i błękitu wód?
Tacy z owocami, pszczół co robią miód?
Blasku z ogniska co rozjaśnia mrok
i ciepła co tuli - aż w sen chcę dać krok.
I jesteś tu ze mną, choć niedługo już.
Potrzebny deszcz jesienny co obmyje kurz,
z twarzy, z dłoni, z wspomnień, których znowu moc,
lecz na razie cisza, iskry,
letnia
noc.
...
Wiersz ten napisany w dniach 19-21 września w niewielkim stopniu przekazuje moje przemyślenia dotyczące letniej rzeczywistości.
















