dom jeszcze bezpieczny
tuż obok siebie
oba z byłego kołchozu
gospodarze
jeden ponad miarę
kiedyś razem
wchodzili
na moje podwórko
pijani krzyczeli
czego im brakło
brali jako swoje
po drugiej stronie ulicy
mord gwałty i lament
obok mnie mój brat
niepomni na zadry
wybaczamy sobie
złączył nas krwi zew
razem przy płocie
on dzierży widły
ja z siekierą w dłoni
gdy wzajem sie gwałcą
rżną rąbią i palą
tu święty spokój
czuwać jeno trzeba
aby słabszemu
nie zbrakło oręża
















