Żegnam się przez podanie ręki.
Koniec utrapień, miłości i męki.
Koniec udręki, którą sam stworzyłem.
Uroiłem swą miłość, lecz dziś ją zakończyłem.
Ciebie już nie ma, z pamięci wymazana.
Jak ulotna chwila- poznana, zapomniana.
Tyle cierpienia przetoczyło się po mojej głowie.
Dziś obieram drogę ku wędrówce nowej.
Jak kiedyś kolorowej.
W dwa kolory odzianej- Czarno-Białej.
Jedyne te barwy zasianie w mym umyśle.
Zatrzymuję się.
Ruszam dalej po głębszym namyśle.
Objawię się w nowym pomyśle.
Mówiąc Ściśle- Memento Mori.
Møri ponownie od uczuć stroni.
Nikt już nie broni ponownie mordować.
Wyimaginowane lęki w Szkatułce chować.
Od podstaw mogę pracować nad swą techniką.
Sadyzmem oraz liryką.
Myślę o połączeniu ze starą metafizyką.
Ukojony ciszą, Rapową Muzyką.
Na powrót ciała na hakach zawisną.
Ziszczą się marzenia o seryjnych morderstwach.
Utarczkach z Psychiką i moralnych przestępstwach.
Ucieczkach z tego, co „Dobre i Arcyspołeczne”
Z mą naturą u podstaw sprzeczne.
Stoję na strychu, wspomnienia powróciły.
W jednej sekundzie odwagę w lęk przemieniły.
Na drobne rozdrobniły pewność siebie.
Pierdolę tamte chwile i Ciebie.
Ten sam ból, łzy z oczu wyciska.
Pętla na belce, poznam to z bliska.
Umarł Møri.
Møri bez Imienia i Nazwiska.