nawijam wołanie na szpulkę
aż jestem chłonę
lekceważę ostrzeżenie o śmiertelnym niebezpieczeństwie
bo przecież po śmierć przychodzę
oswajam bestie z żelbetonu
wodzę wzrokiem po popielatej skórze
szalunki odcisnęły piętno linie słojów
jak tren o zagładzie lasu
nieśmiało przyłożyłem dłonie
na styku odmiennych temperatur
zaistniała wspólna dusza
przez wyłom
dostaję się do wnętrza opustoszałej hali
pstrykniecie palcem ożywia akustyczne głębie
mam do spopielenia kilka starych gniotów
na pierwszy ogień "minimum o kwiatach"
trzy sprzed dwóch lat kolejno
"przebacz aniele"
"rekin też kocha"
i jedna elegia
"o niej"