-Bogu niech będą dzięki!
krzyczę wniebogłosy,
aż Michałowi dęba stają włosy.
Mam misję do wypełnienia
-cztery dni bez wytchnienia
demony łapać w siatkę
i nawiedzić czyjąś matkę.
A ten pistolet?
On na wypadek,
gdyby był tego świadek.
Och, żartuję...
nim sobie sumienia nie truję.
Na miejsce go odkładam
i w głowie modlitwę
układam,
bym wykonała dobrze misję,
choć i tak mam pozytywną wizję.
Widzę w siatce na motyle
złych demonów tyle!
starszą kobietę ciężarną,
malucha z buzią owalną.
Więc idę uśmiechnięta,
bo misja moja rozpoczęta.