królik zęby na korze.
Depczą ścieżki, które
już od dawien zadeptane.
Możesz na nich rzucić okiem,
choć osobiście nie radzę.
Zimne kafle rozgrzeszają, ból kolan
głaska poświęceniem.
Marmurowe lica, drwiącym uśmiechem
okalają najdroższy różaniec w dłoni.
Ławka jak gdyby miodem polana,
łapie w swe szpony jak miś i nie chce
wypuścić.
Słowa same znają drogę, wiedzą
dokąd zmierzać.
A, że brak sensu?
To bez znaczenia.
Łzy słone, pod pachą.
Gdy ktoś słowo rzuci drażniące.
Oczy suche niczym piach pustynny, lecz
zamknięte, aby nikt nie widział.