I choćbyś słuchał go w cholerę,
Nawet od poniedziałku po niedziele to i tak
Rapu nigdy nie za wiele.
Wstaję rano
I jak zwykle to samo.
Dobudzić się nie mogę,
Znów popadam w trwogę.
Stawiam lewą nogę,
Potem prawą
I już wszystko idzie żwawo.
Zakładam bluzkę i resztę ubrania,
Chwytam mp4
I biorę się do słuchania.
Muzyki
Można by rzec śpiewanej liryki.
Potem szkoła,
Rzecz niewesoła.
Na przerwie ja wszystko pierdziele,
Włączam odtwarzacz
I już czuję się weselej.
W swoich myślach teledysk już kręce
Buja się moja głowa i moje ręce.
Potem, jeśli luźniejsza lekcja się trafi,
No bo przecież to jest jak canabis
Jak raz się już strawi
To potem trudno się przestawić.
Więc włączam dobry rym,
Ten zgrzyt,ten bit.
Ach,bez tej muzyki nie da się żyć!
Nareszcie powrót do domu,
Włączam rap i już i nie po kryjomu
Będę słuchał tej muzyki
Którą upiększają dobre głośniki.
Później.. do robienia pracy domowej,
Włączam trochę muzyki wyborowej.
A później znowu gdy idę spać,
Rap musi mi w uszach grać.