Zakuta w kamień,
wzbiera gmachem siły i oplata szkłem.
Skrada się wiatrem i pędzi chmurami po lustrach jezior.
Nie cieszy jak kiedyś.
Jest smutna i bolesna jak wspomnienia.
Stała się zła od czasu, gdy ją poznałem.
Rosła ze mną i rosła we mnie.
Pęczniejąc jak lód.
Zawsze znajoma, teraz obca, jak odbicie w lustrze.
Zamraża jak strach i ściga mnie zawsze,
jak samotna biała mewa na skraju morza obojętności.
Zima stulecia samotności chce śmierci i żąda krwi,
na białym płaszczu.
Nie chce odejść z nadejściem wiosny.