Promyk słońca przenika biały miąższ pulchnej chmury
Mała zielona trawka gnie się na swój sposób by uszczknąć choć źdźbło żółtej słodyczy
A nie pozorna mrówka ciężko pracuje przy melancholijnej nucie kolejnego utworu
Polnego wirtuoza świerszcza to właśnie w tej chwili
Rodzi się nowy choć kolejny dzień
Pełen enigmatycznych przygód nikt nie wie co niosących
Czy radość ,ból ,tęsknotę ,szczęście czy rozpacz a mimo to
Brniemy trącani wskazówką czasu na przód
Mały człowiek łapie pierwszy oddech życia nie zdając sobie sprawy z czyhającego przeznaczenia senior chciałby go uchronić lecz dużo takich dni zajmie mu zapełnienie tabula rasy o ile zdąży przed Boskim przeznaczeniem
Gdzieś nieopodal odgłos szczekającego psa lecz to nie z radości, on woła o łaskę
By się spełniła ,lecz młody człowiek nie słucha jakby nie rozumiał co mu grozi
Bez żadnych skrupułów dobrze się bawi bo tak łatwiej ,brać z życia owoc grzechu i rozpusty
A rozliczy się później gdy przyjdzie jesień.
Zerowy wskaźnik wartości bije głucho jak dzwon pozbawiony serca i właśnie tu blisko końca zaczyna się życiowy dramat ludzkiego sumienia
Niestety nie wszyscy zdążą się ocknąć , a wijący się prowokator tylko czeka z szelmowskim uśmieszkiem na wężowatej skórze ,nagły strach wypełnia twą duszę dając ci nawrotną siłę i.......umierasz .