Swej nagrody ostatniej nigdzie nie znalazłem
Stałem pośród dawno już leżących
Żyłem obok mając martwych
Odważny też byłem - wszystko zawiodło
Ostatecznie nic dziś się nie liczy
Gniew mój jak morze wciąż napływające
Wyszydzonych wsparłem, upadłych podniosłem
Pogarda ma siostra mnie nie opuściła
Wciąż przede mną bieży drogę mi wskazuje
Przebaczać za wszystkich nie mam zamiaru
Lecz zdrajców chce wieszać na cieniutkich drzewach
Śmieję się z siebie, z mego powołania
"Czyż nie było lepszych?"
Pocieszać nikt mnie nie potrafi
Kocham : ptaka, dąb, światło i niebo
Czuwam - o brzasku wstaję i idę
Słońce zza gór się wyłania
Krew ma pulsuje, tętnią moje skronie
Powtarzałem baśnie, słowa i legendy
Zabili mnie śmiechem, pogardą, nienawiścią
Nie przyjmą mnie przodkowie, czaszek nie zobaczę
Świat się strasznie zmienił, nikt mnie zauważył
Brakuje radości, za dużo cierpienia
Za mało pomocy, czeka mnie robota
Syzyfowa praca sama się nie zrobi...
Podpisano: Wierny Następca