idziesz wytartą drogą na wzniesienie,
piwne oczy pustka ogarnęła,
nogi nieprzerwanie ciągną coraz wyżej.
Spadający liść wyschnął z tęsknoty,
konając przez letnie suchoty,
nadeszła pora tak nikczemna,
powodująca martwicę kończyn,
a Ty będąc nad urwanym mostem,
bezowocnie poszukując wiosnę,
pochylisz się nad swym losem i skoczysz,
w czeluście swej świadomości,
by nie czuć nic więcej, nie widzieć
spojrzeń bezlitosnego poranka,
mglistych zarysów przeszłości
i dźwięków trawiących twe zgliszcza.
Wtedy wyschnie ten nurt tak wartko płynący
i zgasną smutne obrazy
wraz z iskierką nadziei
na pustyni obojętności i cynizmu.