Byłam wtedy taka dumna,
choć rozdygotane dorosłością uda
już wtedy
pachniały pustką.
Już dobrze – mówisz.
Trzeba wziąć w garść tu i teraz,
odwrócić wzrok, posklejać co się da.
Otwórz okno na świat,
podnieś powiekę,
niechaj wypłynie sól
i ukryty w niej sens.
Naiwnością nasiąknięte dni
nie przerodzą się tak od razu, trzeba czasu
żeby zmyć z lustra fałsz i nagą prawdę.
Na początek wypluj nienawiść.
Jad który spłynął po liściach
wciąż tu jest i jak wąż
wije się na poduszce i dusi.
Siedzę skulona
w zagłębieniu drżącej dłoni,
wszędobylska pustka
zamyka mi drwiną usta,
a ty nic
tylko
rzucając wymaślonym spojrzeniem
sypiesz ryżem po oczach
mówiąc, że
to na szczęście...
12 kwietnia 2013