jedyne one zasłaniały oczy
wymykały się szarości
pieszcząc łzy powyżej ud
nieświadomy bilet w jedną stronę
kiedy kości zostały rzucone
precyzyjnie z widokiem na femme fatale
od nowa uczyłem się słuchać drzew
przechadzając się
po deskach własnego teatru
innym nurtem rozkładałem papierowe liście
każda blizna zna swoją historię
podrapany dotyk
na plecach nie bałaś się jednoczyć
grawerując paznokciami swoje jeszcze
nie nie
nie przerywaj_ dalej_ chwila ciszy
dosyć_ było cudownie ale
odkąd nie ma mnie na serio
na udrękę wieczne sza
wracam myślami_ cholera chodź tu
dom i te noce kiedy iskrzy
pośród czterech ścian dotykałem jakości
ptaki lecą dalej parapet niesyty
a ja
na rosół wciąż wracam w południe
zdążam do domu wracam nocami
taki styl bycia
kiedy odwiedziny są mi obce
za dnia jak nie jeden powracając sam już nie wiem
a jednak
wyjdziesz za mnie
odpowiedziałaś tak
głupkiem jestem jakich mało
nie zrozumiałem tych ust
nie dostrzegłem
że nie jestem tylko przypadkowym gościem