Obgryzam paluch u nogi małej i brew ku tobie wznoszę.
Dłonie kobiece w mące pszennej, tortowej
- Moja pierwsza Biblia, którą mi dałaś (własnoręcznie podarta) –
„w ostateczności wrocławskiej” panierowane
nad stołem – ogrodem, mis brązem schowane – krzątają się.
Ja idę z tobą (z Głównego na Świebodzki)
W ręku walizka, strach w sercu i żołnierz niemiecki
Czekolada i pociąg nach Hirschberg
Zapomniałaś – nawet – zapytać jak miał na imię
Jajka cztery, gdy małe to pięć i pięć deko drożdży
I odtąd już na zawsze zamieszkałaś „na górce”
W garnuszku z letnim mlekiem i trzema łyżeczkami waniliowego cukru
Stary maszt – stoi tam do dziś, oni uciekli
Na godzinę osobności, w ciepłym żeby nie przeziębić
Dobry pan z NSDAP, tartak i raj przymusowych robotników
Wszystko wymieszać z masłem i margaryną
Lewe zwolnienia dla nadmiernie tęskniących za polską ziemią
I połową łyżeczki soli, a także rodzynkami w rumowym oleju.
Zasypiając wieczorami w wielkim łożu nad czarodziejskim obrazem
Czekam na ciebie bo nie chcę spać w samotności
Zagniecione w kulkę przykrywasz ściereczką – żeby nie zmarzło.
Obiecałaś – gdy uciekali – wszystkiego dopilnować
Sparzony mak wychodzi z maszynki do mięsa
Dziś wróciłaś z pracy na poczcie – tam poznał cię twój mąż
Z łyżką miodu i budyniu śmietankowego
Trójka dzieci i ja z mamą biegamy pod czereśniami
Rozwałkowują się części ciasta drożdżowego – jak do makaronu,
Jak szczęśliwe dzieciństwo pod balkonem i w różach przy zabawie w doktora
Zawinięte łyżki maku i pergamin masłem smarowany
Ty jedna płaczesz z radości nad moją maturą – najlepszą w szkole
Odstawioną na blachę i rosnącą aż do naprężenia
Razem cieszymy się moją przyszłą żoną
Rytmicznie kiwając się do przodu – gdzieś pod koniec – choć tak trudno złapać oddech
Wraz z roczną Wiktorią drzecie swoją pierwszą Biblię i nie masz mi za złe tego życia
Wiecznie uśmiechnięta i ostatecznie pogodzona odnajdujesz zagubionych w ciemnościach.