na plaży praży słońce wypieka
ty biegniesz w dal z pomarańczą
jak klacz rwąca brzegi rzeka
gdzieś osikowy kołek pozostał
wampir nie wyjdzie śpi w trumnie
patrzysz się w dal i dalej prosta
galopujesz przed siebie dumnie
i nic nie widzisz tylko horyzont
ptaki jak iskry na jasnym niebie
pot oblał skroń obierasz kont
by nikt nie pamiętał ciebie
w pamięci rozrost szarych komórek
tak jak rakowe się wykluwają
przez chwilę widzisz kilka wiewiórek
potem już nie chcesz jak konają
ten przykry widok i pamięć chora
pourywane fragmenty wspomnień
wskakujesz cichcem do swego wora
wyciągasz nogi na kilka drżeń
i odlatujesz przez autostradę
szalone wydmy i pastwiska
widzisz w oddali znów defiladę
chcesz znów szybować lecieć z urwiska