Brzmiały mianowicie tak:
Miriam była małą dziewczynką i niespokojną. Już od maleńkiego dziecka czy to w łóżeczku czy w wózeczku niepokornie patrzyła na świat. Znała go jedynie z opowiadań swojej matki. W na pozór zgodnej rodzinie pojawiła się. Z wielkimi oczami i śniadą twarzą wpatrywała się w słońce. Nie każdy posiadał taką umiejętność. Wtedy do jej małej główki przychodziły wszelkie myśli, które stawały się po czasie proroctwami.
Gdy było cicho mała dziewczynka bawiła się lalkami. Tak jak większość dziewczynek w jej wieku lubiła patrzeć, co robią rodzice. Znała każdy gest swojej mamy i taty. Wpatrywała się godzinami na kota, który leżał i mruczał.
Mała dziewczynka.
Mała dziewczynka.
Mała dziewczynka z papilotami.
Powieść może bym napisała, ale przyszedł do mnie projektant mody wraz z całą świtą szwaczek.
Gdy zaczęłam się wybierać na koncert nie miałam jeszcze przygotowanego stroju, w jakim mogłabym wystąpić. Rozluźnienie jakie się wdarło wprawiało mnie o zawrót głowy. Rozedrgana jak liść na wietrze nie umiałam nad szeregiem dziwnych niekontrolowanych sytuacji zapanować.
Powoli zaczęło mnie mniej bawić to całe muzykowanie. Czasami jest tak, że lubię się oderwać i zacząć marzyć. Tak by mi nikt nie przeszkadzał.
Nawał obowiązków koncertowych sprawia, że nie mogę skupić się wyłącznie na swoich myślach.