O ma miłości, cóż że z nikąd przybyła,
Tyś radość wlała po serca krańce,
Porwała duszę w swego rytmu tańce.
Samotny ostaniec odnalazł siebie,
Oderwał stopy, wędrował po niebie,
Lecz wnet skrzydła mu podcięto,
A wiarę z nim pod ziemię ściągnięto.
O miłości, bezwzględna ma pani,
Cóż że o świcie przychodzi i serce rani,
Kąsaj mnie niczym jadowita żmija,
Niech grabarz trumnie gwoździe dobija.
Zdejmij to mnie ciernie, kajdany,
Toż na ciele zostaw rozdarte łachmany,
I odejdź, pozostaw mnie samego,
Pragnę wyzbyć się brzemienia Twego...