Zerknij na ścieżki umysłu, którymi chadzam.
Zapraszam Cię w skromne progi mej intencjonalności, czym się poczęstujesz?
Przyjacielu Mój drogi, dlaczego zbladłeś? Czy źle się poczułeś?
Usiądź dla swego dobra. Odpocznij... Dlaczego krzyczysz ?!?!
Ach! Wybacz! Zamknij oczy, nie musisz się bać, choć wiem, ze to wyczyn
To tylko Moja Nadziej, która chciała być wolna.
Co mówisz? Sama dobrze wiem, że wstrętnie wygląda...
Chciałam opatrzyć jej rany, lecz one ciągle broczą krwią
Widzisz, obcięli jej łapy, a teraz nieustannie z niej drwią.
Ktoś kiedyś chciał ją dogonić, ktoś inny odciąć jej łeb.
Ktoś wbił jej sejmitar w serce, stąd teraz tutaj ten skrzep.
Ale nic Ci nie zrobi, ona i tak już kona
To nie łzy! Po prostu nie mogę patrzeć jak umiera nadzieja stracona
Ale wracając do Ciebie, czego się napić zechcesz?
Mam krew pot i łzy, dodać wódki domieszkę?
Spoglądasz na mnie tak dziwnie, czyżbyś się mnie bal?
Co takiego jest za mną, że w oczach Twych czai się strach?
Już wiem. To trumna, prawda? Pytasz co jest w środku?
Pogrzebałam tam serce wraz ze szczątkami zdrowego rozsądku.
Na pewno myślisz, co było przyczyną jego śmierci.
Moja naiwność Przyjacielu. I ten co miłością pogardził.
Spójrz proszę trochę w lewo, ujrzysz inną kreaturę.
Myślę, że pozwolisz zaczynasz pojmować jak swój świat alternuje,
Tak. Zgadłeś. Wyglądasz na las zza okien mej duszy.
Spodziewałeś się piękna i spokoju? Czyżby widok z lekka cię ogłuszył?
Za oknem widzisz cuchnące moczary, czujesz fetor kostuchy.
Mój Przyjacielu już uciekasz? Brzydzą Cię łażące po głowie karaluchy?
Mój Drogi toż obiecywałeś, ze nigdy mnie nie zostawisz!
Lecz Gdy zobaczyłeś mój świat, ucieczka to atawizm...