Dzieciństwo, beztroska – to wszystko minęło bezpowrotnie.
Odeszły obrazy, słowa, twarze.
Część zachowały fotografie a część coraz bardziej zawodna pamięć.
Reszta przepadła bezpowrotnie.
Zmieniłem się ja, zmienił znany mi od lat krajobraz i świat.
Hałdy zarosły trawami i drzewami.
Kopalnie zamieniły się w galerie handlowe lub zrównano je z ziemią.
Łza opuszcza dziewiętnastoletnie oko i przemywa osiadły w nim pył węglowy.
Płacze me serce. Serce z węgla.
Przecieram oczy. Patrzę przed siebie.
Mam przed oczyma najpiękniejszy, górnośląski zachód słońca.
Zachód w którym krwiste, płonące słońce znika za zenitem czarnych gór
a szyby kopalń rzucają długi cień na tę ukochaną ziemię.
I choć brudzę swe buty i ręce to śmieję się sam do siebie.
Znów jestem uciorany. Jak dawniej.
Dziś odchodzi me dzieciństwo na brudnym Górnym Śląsku.
Odchodzi wraz z zachodzącym słońcem w tle górnośląskich hałd.
Czy odchodzi na zawsze? Tego nie wiem.
Wspomnienia zostaną lecz to już nie to samo.
Jednego jestem jednak pewien.
Zawsze to będzie moja ziemia, moje miejsce.
Moja kraina tysiąca kominów.