Dłonie ciepłe trzymają me ramiona, obracają mnie dookoła starych dębów, nie ma już smutku....
Szklane oczy żegnają mnie w dniu narodzin nowych dróg, tyle czerwonego światła,
nie ucieknę od trujących chmur Jowisza, skryje się w lodowym cieple Plutona, poczekam na niemy świt...
Jestem kołyszącym się pyłem wszechświata, purpurowe me oczy jak wczorajsze wieczorne niebo, widzą ogrom ziemskiego cierpienia, tak bardzo chciałbym mu podać broń, ale za daleko, nieosiągalne błękitne sklepienie...
Woda oceanu przelewa się na pustyniach ludzkiej beztroski, brak żalu, brak zrozumienia, brak sumienia, czarne ich dusze, lepkie jak smoła, nie usłyszysz ich w baśni o dobrych ziemskich duszkach....
Unoszę się coraz głębiej, nie widzę już starych domów, wszystko jest takie czyste, na wpół martwe, spokojne, jak nie drgająca dusza w raju, ciepło mnie otacza, dobiegam do ostatniej kolumnady...