Minął ciemność jedną po drugiej, nastała kolejna.
I ciągle nie potrafił się odnaleźć, nie widział zbyt wiele.
Odpowiadał mu zapach zgnilizny na obcym ciele.
Malarze odwrócili się na bok i spojrzeli na niego.
Minął po kolei każdego.
Upadł zanim wstał, wstał zanim upadł.
I ciągle powtarzał, że się przeliczył.