Boją się wszyscy, czasem ktoś się brzydzi
Jesteśmy solą tej ziemi, dziećmi tych ulic
Naszą moc na skórze niejedni już odczuli
Żyjemy na przypale korzystając z wolności
Dla zdrajców i frajerów nie mamy litości
Chodzimy po chodnikach, one do nas należą
Zrozumieją to Ci, którzy z nami tu się zderzą
Z tych chodników spychamy też przechodniów
Czasem któryś śmietnik stanie przez nas w ogniu
Na murach kamienic walniemy grafy sprayem
Jak coś komuś nie pasi potraktujemy kamieniem
W ciemnych bramach ogarniamy nowe akcje
Jaramy w nich blunty, kręcimy ostre libacje
Potem uderzamy na miasto wyjebać jakąś trzodę
Jazda po bandzie jest naszym rodowodem
Street terror na zawsze naszym powołaniem
Musimy się rozprawić z każdym śmieciem i draniem
Podwórko pierwszym i najlepszym wychowawcą
Jego prawa i nauki nigdy już w nas nie wygasną
One są jak piętno, nosimy je przez całe życie
Niepisany kodeks, nigdy go nie zmienicie
Za nasze miasto i klubowe barwy nawet w ogień
Mecze i wyjazdy za drużyną- największym nałogiem
Z szalikami na pyskach i racami w łapach
Wdychając petard, siarki i dymu zapach
Idziemy w bój za naszą miłością jedyną
A miłość ta się kończy na mieście zadymą.
Jedna miłość, jedno miasto i jeden klub
To dla nich jest nasz cały chuligański trud.