Teraz wreszcie po zabawie odpocznę.
Czyjaś ręka włos mi z głowy zdarła.
Na ziemi przy mnie leżą moje gałki oczne.
Już mnie nie całują, nie trzęsą,
nie targają za jedwabne pukle.
Patrzę pustką oczodołów, uwieńczonych rzęsą,
jak przystało porzuconej kukle,
wprost przed siebie, w godziny bezradnością zalane,
i pytam się: co to znaczy?
Czyż cierpiałam za wiele, jak na porcelanę,
i żyć zaczynam z rozpaczy?