na ile jeszcze mogę zaskoczyć
zdejmuję z oczu powieki
jak nierozdmuchane iskry dymią
wyciągam ręce po cudzą samotność
podnoszę grosik jak nie swoje szczęście
usta pełne gorącej czekolady
już nie krzyczę na siebie
patrzę pod słońce jak motyl
mienię się przez chwilę
w zalotnym uśmiechu słonecznika