pozbawiona blasku świecy
opuszczone dzieci
rysujące serca zieloną kredką
drzewa zimą
księżyc który zostawia na parapecie
srebrne odciski palców
deszcz w kałużach wspominający burzę
kudłaty pies szukający pana
umarli bez gwarancji wieczności
mrok który chciał być dniem
chłopak czekający na przystanku
więdnące kwiaty w jego dłoni
godziny które minęły na próżno
ja sam kiedy patrzę
a niebo zdaje się być coraz bliżej
na wyciągnięcie ręki