odbarwione jesienne liście i na mchu gładkim poukładane belki nie przypominały domu
nie było komu zbierać przegniłej sałaty
poprzecierane sutki
oczy podeszły krwią
migotały w oddali światła starych latarń
i grząsko dookoła
brud wdzierał się do komnaty kleszcza
zawirowania emocjonalne
huśtawki nastrojów
luźno spojrzałaś na mnie
ja nie mogłam być tym kim chciałaś
nie mogłam być też tym kim mogłaś w przeszłości poznać
ani nie byłam tym kogo możesz stworzyć od nowa
radość w słoikach wyblakła
chomiki pouciekały do norek
miękisz w roślinach już wysechł i tylko cytryny na krzakach pachniały
mieszały swój zapach z paloną siarką
wiosny
wiosny brakuje
chłód rozpiera ramiona w szarych zakamarkach