gdy byłem całkiem mały
pięcioletni chłopczyk
pragnąłem żyć z uśmiechem na ustach
igraszkami ciągłymi psotami
zadowolony maksymalnie
każdym dniem wierzyłem
bardziej w dobro świata
natchniony z tlenem w płucach
kochałem wszystko i wszystkich
życie wieczorynka kończyło dzień
ułożony do snu nie potrafiłem
doczekać się poranka
mijały lata przygody co raz
bardziej poważne
dosięgałem z czasem jabłka
z drzewa zakazanego
doszedłem daleko by się zatrzymać
ktoś powiedział dość
musisz wziąć się w garść
powinieneś spoważnieć
wżyciu liczy się hajs
mam to gdzieś lubię byle co zjeść