ustęp 1
kiedy mówię im prawdę
która w oczy kole
oślepieni rzucają się na mnie
obrażają dotykając mojej tkanki
wbijają harpuny
rozszarpują postać aby potem
naśmiewać się z kalectwa i pokracznego wyglądu
ale w końcu milkną i
w skrytości przyznają mi rację
nie wszyscy jednak
i o tych najbardziej się martwię
i obawiam w sennych koszmarach
jako hipoksemicznych psychopatów
czy na sądowej ławie
krzywoprzysięgłych
świadków szatana
co złorzeczą
na skalę mojego łupieżu
naigrywają
z nazwiska
wyśmiewają kaczy chód
biada mi
że ich nie przekonałem zanim uczynił to obcy
którego są ponętnym środowiskiem pustkowia
kompletnie niezorganizowanych mózgów
niechcący przydatnym do wysiewu
na niby genetycznie zmodyfikowanych myśli
z perspektywą rychłego in minus
biada im