z pustkowia nawiał mały biały pies
stałem jak chłopiec przy udzie matki
samotne oczy wilgotne od łez
muzyka w uszach lekcji sprzed lat
nie wierz dziewczynom są gorsze niż czart
na tych kasztanach tak mówił mój brat
wiatr podarł w strzępy wszystkie moje pieśni
ptak leciał niebem wśród strzępów poezji
spoglądał trwożnie na ulotne słowa
ptasim instynktem zapragnął amnezji
strzepując z piórek frędzle pełne obaw