Sieci tak miękkich
Jak jego włosy
W których brazylijskie słońce
Przegląda się leniwie
Uśmiecha
Pszczoły
Zgubiły drogę do ula
Bo żaden miód
Nie jest tak słodki
Jak jego usta
A żadne futro tak miękkie
Największa pokusa
W jego ustach
Wszechświat schował gwiazdy
Otulam się nimi
Garściami zrywam
Wcieram w skórę
Jak nektar
Językiem smakuję
W jego rękach
Kociak ociera się i mruczy
W rytmie bicia mojego serca
Jestem miękka
Duża
A jednak maleńka
W oczach skrył grzechy
Całego piekła
Zagubiona szukam drogi
Uciekam
Kalecząc stopy
Spadam w przepaść
Nie ma powrotu
Nie ma
Wtulona w jego tatuaże
Czekam
Na odrobinę ciepła
Palcami krążę po liniach
Mój ideał
Patrzy z jego lustra
Śmieje się
A ja nie mam powietrza
Nie potrafię oddychać
Odkąd się uśmiecha
W piersi czuję
Najmniejszy ruch jego ust
Wygięcie tak subtelne
Jak babie lato
Czuję w trzewiach
Nikt tak pięknie nie wymawiał
Mojego imienia
Jego głos mnie wypełnia
Krąży we krwi
W sutkach
Karmi mnie tym brzmieniem
Wbijam w słowa
Wygłodniałe palce
Chwytam ustami
Wdycham
Brazylijskie słońce
Nigdzie nie świeci jaśniej
Niż w jego uśmiechu