Swym zielonym objęła spojrzeniem,
Cień z jasnością - uroczo się łączy,
A muzyka – chór tworzy z milczeniem.
Ptaki rude, różowe i żółte
Nieba planszę – tęczowo przybrały,
W słońcu jasne zaś okna się świecą,
Kamienice – uśmiechnięte biało,
I ta Maria, co w płaszczu z fotonów
Podążyła w zaświaty ogniście,
Odrodzoną świetnieje postacią,
Lipa stara zaś – bujne ma liście.
A w tym miejscu, gdzie ziemia przyjęła
Sześcioletnią bezbronność – do siebie
(Gdy historia złożyła zdradliwie
Pocałunek płomienny na niebie),
Z kropli bólu pąsowej i gęstej
Pąków świeżych kiść wzrasta ozdobnie.
To elegia jest świata – lub prościej
Od natury – bukiet to nagrobny.
On za trenów wersy kryształowe
I za pieśni – w molowej tonacji,
Chryzantemy – w objęciach fioletu
I dyskusje – o winie i racji,
I za dzwonów współbrzmienie stukrotne,
Za zegarów zatrzymanych tarcze
I tę książkę – z sylab pozbieranych
Pośród cegieł skruszonych – wystarczy…