Niczym dzioby ogniste, żarłocznie spiczaste
Albo wyroku słowa – twarde i surowe,
Blaskiem zawisły groźby – nad uśpionym miastem.
Nieprzeliczone igły – kłujących fotonów
Istnienie z nieistnieniem – nicią śmierci zszyły,
Wiarę ze strachem razem, dąb złamany z klonem,
Sarkofag melancholii – z nadziei mogiłą.
Szwem gęstym, mocnym, grubym i nierozerwalnym
Z wagomiarem się winy - niewinność złączyła,
Prozę z poezją razem i wielkość z małością
Wspólna nagrobna płyta – na wieczność przykryła.
Nad tym cmentarzem wielu – dziwnie nadrealnym
Na chwilę gwiazda jedna – zabłysła litością…