W gorącej barwie - żółci, koralu, rubinu,
Niczym promieni wiązki – słomiane i płowe
Albo krople pękate – odblaskiem bursztynu,
W kształcie motylich skrzydeł bujnie rozłożystych
Lub pędzlami świetlnymi – kwiatów malowanych,
W formie kłębków kłujących, choć nieco puszystych
I kleksów piórem grubym - obficie rozlanych,
Obsiadły drzew i domów, pałaców, kościołów
Ciała gromadą głodną, drapieżną, zawziętą,
By pod łapami złoto – rudymi żywiołów
Wspólny stworzyły niebyt – harmonia i piękno.
A gdy iskry te zgasły ostatnim westchnieniem,
Została po nich pustka, popiół i milczenie…