szarpie rdzawymi szponami
mój świat mokry i drżący
siny u stóp i dłoni
W mroku stawiam
niepewne kroki
odbijające się
echem
głuchym, bezdennym
pozbawionym wyrazu
uciekajac nie używam
Wzroku, węchu, smaku zmysł
dotyku i słuchu pożera
natychmiastowo otchłań
gdy zanurzam się i tonę
gdzie dłonie
O które wołam
w przestrzeń gdzie
obiecane schody
do ogrodu
i aleja pełna złotego
światła
zasypiam odnajdując
tylko cichnącą melodie wywołaną
dźwiękiem uderzenia
ciała o zimną podłogę