Na ławce tej w parku.<br />
Na ławce koło brzozy,<br />
Co liście na zimę zrzuca,<br />
Co swymi konarami do nieba,<br />
Sięga i dosięgnąć nie może.<br />
Sięga wysoko. Już prawie!<br />
Już blisko! Nie niedosięgnie!<br />
A ja siedzę znowu w cieniu<br />
W cieniu jej gałęzi i patrzę <br />
Wspominam. Ileż to lat<br />
Wspominam. Ileż to dni,<br />
Nocy, godzin, minut tak kiedyś <br />
Siedziałem. Jak się do drzewa <br />
Spowiadałem. Było to dla mnie, <br />
To drzewo, jak przyjaciel,<br />
Który nigdy nie odpowiada.<br />
Samotne jak ja, samotne jak ja.<br />
Ono dalej stoi a ja? Nie siedzę<br />
Już pod nim, idę do przodu <br />
Wraz z tymi, co wyzwolili się <br />
Co wyrwali się ze szponów,<br />
Codzienności, małego świata<br />
Osiedlowego bałaganu małości.<br />
<br />