<br />
<br />
niespodziewany chłód<br />
rozbija się o ściany<br />
ciasnego pokoju<br />
zrywając z łóżka <br />
kolejny sen.<br />
<br />
sporny początek dnia<br />
zabiera z podłogi <br />
cień ospałych powiek.<br />
<br />
kruche nogi <br />
lepiące się do siebie<br />
zaczerwienione oczy <br />
ginące na twarzy<br />
i załamane ręce<br />
miedzy rozstrojem żołądka <br />
a mnóstwem bałaganu.<br />
<br />
cała ta gehenna<br />
mieszka w mojej głowie <br />
nadmuchanej ciężkim powietrzem<br />
i wysadzonej procentami<br />
<br />
we wszechobecnej ciszy<br />
zza okna zagłusza<br />
gwar metropolis.<br />
<br />
umorusane goryczą szkła <br />
i blade sztućce od kwasoty <br />
rozpadają się po stole<br />
zrywając z obrusa całą biel<br />
<br />
resztki alkoholu<br />
mienią się w butelkach,<br />
a papierosy wiszą<br />
na popielniczkach.<br />
gapiąc się na rozdeptaną<br />
garstkę chipsów<br />
<br />
wytrącone z mojej głowy<br />
harmider i zamęt <br />
zaglądają do kieliszków<br />
i nabrzmiałych ścian<br />
<br />
ciasny oddech<br />
między luźnymi spojrzeniami<br />
które wyszły nad ranem<br />
<br />
zarwany widok<br />
i kolejność porażek<br />
powielają się co weekend<br />
balansując z zakazem.<br />