I już nie w korporacji<br />
Spoglądam...; nic nie widzę.<br />
Czy to były złudzenia?<br />
Czy czerwone lice?<br />
Spowodowały że biegłem niczym motyl po łące<br />
A teraz?<br />
Pozostały mi chyba zakupy w Biedronce<br />
<br />
Za śluzą tuż obok, czy biurkiem się to nazywa<br />
Mój wróg publiczny ze mnie się naigrywa.<br />
Czy to strach czy może zazdrość?<br />
Nie wiem, nie pojęte
Bynajmniej cos jest tu ostro dobrze pierdolnięte.<br />
<br />
I nie koniecznie cosik ze mną jest nie teges,<br />
Może ktoś chce moją osobą zrobić jakiś interes?<br />
Na sprzedaż? Nie do zakonu!<br />
Tak! tam twe miejsce,<br />
Pustelnicze przemyślenia ustąpią rozumowi miejsce
<br />
Nie, to nie dla mnie
Nie ten klimat, atmosfera
Nie, że chcę wrócić do swego Atanera,<br />
Ale do miasta, gdzie radość i miłość<br />
Przeszywa mą pustą, oschłą niczyjość
Do pracy, która mimo lubieżnego krzyku,<br />
Dawała jednak cudnego zachwytu
Potrzeby uśmiechu, radości, pokoju<br />
A tu…? Chcesz mnie dobić obleśny gnoju?!<br />
Czekasz na ruch, który będzie błędny<br />
Podłożysz nogę, wyrżniesz mi zęby
Wtedy w radości, uśmiechu pokoju
Powiem wygrałeś, Ty głupi gnoju!<br />