Ogólnie aspekt psychologiczny powodu, dla którego ten właśnie pan zatrzymał się w Łazienkach nie jest bliżej znany. Nie jestem panem jego umysłu, jednak potrafię coś z niego wyczytać. Czemu właśnie on się zatrzymał, pozwolił sercu na łagodniejszy rytm, czemu nie pędzi na autobus 512 czy jakikolwiek inny&#8230; mnóstwo pytań, odpowiedzi też można trochę znaleźć. Ten pan ma jakieś 45 lat, jego twarz nie wygląda mi na smutną, ale to może ten dzień, te barwy zieleni mieniące się wśród koron drzew i całe to namiętne spojrzenie w wody kołyszącego się mętnie jeziorka sprawiają, że teraz jest optymistą.<br />
Ten pan ma dosyć chyba tego wszystkiego, kiedyś ten bieg mu się podobał, czuł się w nim tak wspaniale bo chciał mieć coś swojego, coś co właśnie tym biegiem mógł sobie zasłużyć. <br />
Owszem ma to, ma to czego pragnął, ma niemal wszystko. Niemal, bo wszystkiego mieć nie można jak mówią filozofowie, kapłani, ja czy ty. Bieg, bieg, bieg, i przez cały czas bieg?! Czy to jakieś zawody? Warszawa jest piękna i nie tylko w Łazienkach jest teraz pięknie, ale i Wola ma urok, i nawet dzisiejszy targ staroci na Kole jest cudowny i każda uliczka ma w sobie tajemnice morderstwa, dramatu, romansu lub czegokolwiek zapragnie wymyślić nasza skromna fantazja.<br />
Siedzi sobie ten pan i czuje rozkosz w każdej cząsteczce wdychanego tlenu, w każdym dotyku podeszwą piasku na ścieżce. To on teraz włada sobą samym, teraz on czuje w sobie nie tyle co wolność, ale może i spełnienie. Bo nie każdy potrafi zrezygnować z fascynującej(to ulubione słowo jego przyjaciela) przejażdżki taksówką do kancelarii, o właśnie! Ta kobieta o tu! Co idzie obok nie usiądzie bo przecież ma jasną spódnicę, nie to niemożliwe, właściwie co ona tu robi. Pewnie rani samą siebie będąc w takim miejscu, ona raczej chce dotrzeć do ambasady bo już jest spóźniona. Wiem jedynie, że pan na brązowej ławeczce siedzący widzi to piękno, które miał od dawna, ale nie widział w nim sensu. Widzi tą kobietę, w tej jasnej spódnicy i pomimo, że ona to ona czyli kobieta, widzi w niej siebie. Widzi to! Widzi to co tracił. Nie umiał pójść i posiedzieć w parku bo chyba mu się nie opłacało albo nie wiedział o tym czym jest piękno.<br />
Bo to nie tylko ten teatr, muzyka, Bóg wie co jeszcze. Ale w tej codzienności tkwi piękno. W parku, w ulicy, w bruku czy nawet w witrynie sklepu. Dlaczego nie widział tego wcześniej? Bo raczej świat, w którym jest piękno był za daleko. Nie mógł go sięgnąć bo przecież biegł. Kocha teatr, kino, kocha to kim jest i co osiągnął. Kocha tą chwile, w której nie istnieją granice rozumu ani nawet szum i tłok uliczny.<br />
Chyba za dużo marzeń siedzi mu w głowie bo coś się dziwnie roześmiał. Wyraz jego twarzy zmienił wraz z nim całym. Uśmiech pokrył jego ciało i teraz widzę tego pana w innym świetle. Człowiek jak kawałek drogi potrafi się zmienić, gdy wiatr zakołysze liściem, jego cień padnie gdzie indziej. Tak samo jest z tym panem przyodzianym w garnitur i to chyba jakiś droższy. Tak samo jest z nim i z nami wszystkimi, gdy tylko usta bardziej wygną się w strony bliżej nieokreślone, wtedy nasz cień nas nie przykrywa. Spada obok nas i rozświetla naszą postać, w tej chwili domniemanej radości jesteśmy Napoleonem, Homerem, Izoldą. Nie ma dla nas nic nadzwyczajnego, to my jesteśmy bogami i nimfami, świat jest prostszy.<br />
Ta Warszawa, tu jest tyle namiętności, chorób, mezaliansów. Pozytywnie i trochę nie bardzo. W niczym jednak to nie przeszkadza temu panu, który dostrzega jakie ma poukładane życie, chociaż czuje, że było czymś niewypełnione. Na pewno nie tym, że nie ma żony czy dzieci, ale właśnie po to jest ta chwila żeby sobie powiedzieć coś prosto w twarz. I tak zrobił pan z ławki, powiedział sobie, że nie zmieni całego siebie, ale choć część siebie. Wleje w siebie odrobinę czułości i spróbuje w naturalny sposób dostrzegać piękno w niczym.<br />
Wstał z ławki i zaczął swobodnie kroczyć gdziekolwiek. Pomyślał, że ma jeszcze ochotę na odrobinę szaleństwa tak dzisiaj różnie rozumianego. Wiem jedynie jeszcze tyle, że pan wszedł do kwiaciarni i kupił sobie mały bukiecik złożony z raczej zwyczajnych kwiatuszków. I tak szedł przez Warszawę i chciał każdemu powiedzieć swoim niewielkim uśmiechem, że chyba czas żeby i oni się zatrzymali na chwilę.<br />