świecąc nadzieją i wpatrzone w przyszłość<br />
śmiejąc się naiwnie do siebie i w węgiel<br />
nieraz skazane na próbę przetrwania<br />
<br />
drżące powieki w matni czarnych spojrzeń<br />
w nocy pierwszej lecz nieostatniej<br />
jak w lekkim amoku kiedy pijak<br />
nie dosięga wyborowej wódki<br />
<br />
bojąc się wyszarpują po kolei rzęsy<br />
wśród głosów chrapiących <br />
jak chwasty niepotrzebne<br />
taniec z szablami kończy się o świcie<br />
<br />
wychodzą ludzie pracą zmuszeni<br />
która ich głowy bolące zapłatą kusi<br />
modlą się święci obiecują lepsze życie<br />
rozsypują nadzieje w głuchym niedostatku<br />
<br />
kipią złością niechętne mieszczuchy<br />
w niewielkim mieście królowie dumni<br />
unieść się pragną ponad szczyty górskie<br />
przymykają oczy nerwowym tikiem warg<br />
niepotrzebnie