W deszczowej porze, jesiennym płaszczem
poeta pisze, zakrywa ciało
Twarz opuchniętą, poranna zorza
kryje kapelusz, w tle, jakich mało
Słońce w zenicie zerka na zegar
stoi na baczność człowiek ponury
Zamiast wskazówek, cóż za pomyłka
widzi cyferki, Boże u góry...
W granacie niebo, deszcz groźnie chlapie
w czerń pociemnieje, za oknem burza
Jest dosyć wcześnie, wiatr drze chmurzyska
więc człowiek pisze, drzewami rusza
Robi się groźnie, wieczór zapada
jest coraz ciemniej, wichura wzrasta
latarnie gasną, deszcz nagle ustał
poecie smutno, wraca do miasta
I nocny pejzaż, wieś uciszoną
znów jednolity, huragan zostawił
Cichutko wokół, Bóg znowu w niebie
człowiek zasypia, dzień już ustawił.