która wezbrała nagle,
i potężną falą wczorajszości
zmyła przyzwoicie posprzątany
absolutyzm agonicznego dzisiaj.
Tama, którą budowałem śpiesznie
z grzecznej melancholii marzeń,
nie przetrwała długo.
Ustąpiła pod pierwszą kłodą,
z niegdysiejszym ja na pokładzie.
Teraz po prostu
dziwnie jestem, albo
dziwnie mnie n i e m a.
Nie pytaj o granicę kogoś
pochłanianego przez genezeiczną czeluść.