Lepką, gęstą ciecz
Poczułem strach na skórze
Desperacki krzyk
Ciało po chwili zamarło w bezruchu
A oczy zdawały się widzieć inaczej niż zwykle
Usta milczące w lekkim rozwarciu
Dłonie spuszczone, wzdłuż ciała ułożone
Nieunikniony koniec się zbliża
Co jeszcze, o czym zapomniałem?
Skamlanie, bezsensowne bredzenie
Drzwi, klamka
Światło wpada przez coraz szerszą szparę
Strach gdzieś odszedł, pojawił się uśmiech