tam trzmiel buszuje po kwiatach<br />
spijając im siły witalne<br />
a kwiaty te wstydem zapłoną<br />
bo odziera je może z ich marzeń<br />
<br />
zagląda ciekawie w kielichy<br />
smak ich spija z rozkoszą<br />
a one spuszczają oczęta<br />
a echa wzdychania ich niosą<br />
po rosie nocą wrzuconej<br />
<br />
te kwiaty ze szczęścia płaczą<br />
bo owad tak rzadko tu lata<br />
i nikt to szczęście nie raczy<br />
zostawić na stopniach ołtarza<br />
jak suknię na bal ostatni<br />
<br />
upajam się ich marzeniem<br />
do woli spijam wzdychania<br />
wrócę do swej komnaty<br />
uklęknę przed swym ołtarzem<br />
i głośną tęsknotą zapłaczę<br />
<br />
za tą rozkoszą przejrzystą<br />
za twoją miłością czystą<br />
i wezmę do ręki różaniec<br />
i zatańczę wreszcie ten taniec <br />
uśpiony w tej starej płycie<br />
i zacznę dopiero swe życie!<br />
<br />
<br />