<br />
<br />
Moja ulica pachnie kobietą<br />
Wiosną w sandałkach, jesienią w koku<br />
A czasem kiedy patrzę z boku<br />
Lub kiedy liczę kapelusze<br />
Czuję jej duszę..<br />
* * <br />
Nocą ulica pachnie najmocniej-<br />
Wilgocią szminki w czerwieni szpilek.<br />
Dla niej przechodnie są jak motyle -<br />
Niby bogate swą wolnością<br />
Ale skuszone tamaryszkiem<br />
Dają się schwytać w siatkę pończoch<br />
I nazywają to<br />
Miłością...<br />
-----------<br />
Lubię ten szelest miękkich kroków,<br />
Szept nieporadny<br />
Dotyk nagły<br />
I choć nie znajdę w nim obłoków<br />
Dla tych aniołów tutaj spadłych<br />
Nie znajdę wyznań<br />
ani imion<br />
I choć uczucia tu nie płyną,<br />
To słyszę szczerość brzęku monet<br />
Gdy każdy idzie w swoją stronę...<br />
<br />
Rankiem i wczesnym popołudniem<br />
Moja ulica skrzy się zmarszczkami<br />
Na głównym rogu, pod filarami<br />
żebrze cichutko Stara Kobieta.<br />
Nikt na nią w domu<br />
już nie czeka,<br />
Nikt już nie mówi, że jej oczy<br />
Pan Bóg wyrzeźbił z brył bursztynu<br />
I że pochował w nich, gdzieś na dnie<br />
Łuski spokoju i nadziei...<br />
Czasem przechodzień tylko stanie<br />
Zdziwiony pięknem starczych dłoni<br />
Lecz ona szybko się ukłoni<br />
Zamknie powieki zawstydzone<br />
żeby mógł odejść w swoją stronę...<br />
I szepnie cicho jakieś słowo<br />
Ukryte w szczerym<br />
brzęku monet...<br />
<br />
Łódź 05.07.2006<br />