W odłamkach, potłuczony<br />
siedzę na obrotowym krześle.<br />
Przygnębiony liniami pęknięć.<br />
Zasępiony błyskiem szczątek.<br />
Odbite w nich zszarzałe, marcowe niebo-kopuła <br />
i okna nachalną pustką oczodołów - czaszki. <br />
Wyprowadź mnie stąd... <br />
Kwadratów rozwlekłych godzin, <br />
sypkich gwiazd, sterylnych jak reflektor samochodu.<br />
Odpiłuj konary odsłonięte drzazgami,<br />
płatkiem żelaza zatopionym w miąższu profanum. <br />
Ból wysączy się z rany łagodnym balsamem. <br />
Sprowadzi wszechżal do główki zapałki. <br />
Rosą wystąpi krew. <br />
Wszechcud rozpuści w koszenilowej czerwieni. <br />
Przebaczenie... <br />
Aż ból uderzy płomieniem. Aż krew zaschnie w żywicy.<br />