wiatr cicho dmuchał w pajęcze przędze
jakby zło siadło tu przyczajone
a wielkie drzewa były mu domem
czemu krzywicie się nieustannie
w omszałych pniakach nawet wiatr słabnie
tak przy drodze złowieszczo tańczycie
jak byłbym nikim w szarym niebycie
jestem tutaj odważnie krzyknąłeś
w rozdęte wiekiem okrągłe słoje
stoicie milcząc w resztkach swych braci
pijąc ich soki by nic nie stracić
przydrożne dęby liśćmi szumiały
w starych korzeniach kruszyły skały
człowiek jest niczym w takiej krainie
w dębowych żyłach czas wolniej płynie
dlatego dębów nigdy nie słyszysz
rosną przy drodze w pozornej ciszy