Woń dwunastu dań, krzątanina dzieci, w kominku drewna trzask.
Prezenty skrzętnie upychane w szafach i opłatków biel.
To jedyny w roku dzień, narodził się Zbawiciel!
Na dworze mróz, lecz w domu ciepła czar,
Na przemian brzmią: kolęd śpiew i dziecięcy gwar.
Życzeń moc, uścisków sto, przy stole wolne miejsce wciąż,
miłości i dobroci tam więcej niźli inni mają śniąc.
A za oknem zima, mróz i chłód.
W blasku lampek, w woni świąt – samotność i głód.
Zmrożone łzy, ból, w zimny mur wtulona twarz…
Choć święta są – on nie ma świąt, lecz ustał już płacz.
Z opłatkiem w ręku – śnieg przysypał go już.
Oddał ducha sam, wśród choinek, barwnych zórz…