szarość plątała mi włosy,
patrzyłem w lustro jak zbity cień,
spojrzałem w duszy swej mętne oczy.
Z głośników melodie dało się słyszeć,
gitary akord pachniał sennością,
wyspiarski klimat, wyspiarskie życie,
przyleciał z frontem pogody roztop.
Zamiłowany śnięty pół świadek,
Rozum w rozterki ubrany sprośnie,
plótł wiśnie w piwie jako ostatek
i męczył ego w lepkiej tej trosce.
Czuł się jak szafa w przydrożnym barze,
moneta, wybór, znów ta piosenka,
pytając błądził,
cóż ja mam w darze?
smutny jak kut*s dzień co w szwach pęka..